6 lat później, w 1971 roku, NASA wysłała kolejną sondę w kierunku Marsa: Mariner 9. Tym razem jednak, zamiast jednego przelotu obok planety Mariner 9 został tak zaprojektowany, by orbitować wokół planety tygodniami robiąc zdjęcia do kompletnej mapy marsjańskiego globu. Wysiłek się opłacił. Po zakończeniu burzy piaskowej, Mariner 9 zaczął przesyłać spektakularne zdjęcia. Odkrył wybrzuszenie Tharsis, pępek w pobliżu równika planety. Wybrzuszenie to jest wynikiem sporej aktywności wulkanicznej. Szczególnym obiektem wybrzuszenia Tharsis jest olbrzymi wulkan: Mons Olympus. Mons Olympus ma rozmiary stanu Missouri. Jeśli by ustawić go na mapie USA, zdominuje jej topografię. Erupcja z wulkanu tych rozmiarów zalałaby prawdopodobnie całe stany, po każdej stronie rzeki Missouri. Myślę więc, że moje rodzinne miasto w Iowa znalazłoby się pod lawą. Interesujące jest to, że na Mons Olympus składają się jakby 3 oddzielne wulkany, albo jeden wyrzuca lawę w trzech kierunkach. Przelatując ponad szczytem tego wulkanu widać 3 oddzielne kratery. Więc jest nie tylko 3 razy większy, to istny geologiczny potwór. Gdyby stanąć u podstawy zbocza, zobaczyłoby się, że jest na tyle pochylone, że szczyt znajduje się ponad 180 km dalej.
Nawet nie zorientowalibyśmy się, że to wulkan. Istny olbrzym. Niemniej jednak Mons Olympus nie jest jedynym wulkanem na Marsie. Kilkaset kilometrów na południowy wschód od gór w linii prostej stoją 3 inne, ogromne wulkany. Każdy z nich większy, niż jakikolwiek na Ziemi. Doprawdy wspaniały widok, ale region Tharsis nie jest jedynym spektakularnym odkryciem geologicznym Marinera 9. Na wschodzie wybrzuszenia widnieje kolosalna rysa w skorupie czerwonej planety. Nosi nazwę “Valles Marineris”, Dolina Marinera, w hołdzie odkrywcy – sondzie Mariner 9. Wyrwa ta ma szerokość Stanów Zjednoczonych. Znacie Wielki Kanion w Stanach Zjednoczonych? Naszprycujcie go sterydami, aż urośnie do rozmiarów całej Ameryki. Wtedy dostaniecie Dolinę Marinera. Geologiczny mechanizm powstania tego gigantycznego kanionu nie jest nam jeszcze znany. Naukowcy jedynie spekulują na jego temat. Jedną z teorii, jest to, iż niedaleko znajduje się wybrzuszenie Tharsis. Ogromna ilość lawy zgromadzonej w tych okolicach mogła spowodować masywny moment obrotowy na powierzchni planety, który rozdarł powierzchnię tak, jak otwiera się zamek błyskawiczny. Kto wie czy to prawda? Jedno jest pewne: mechanizm powstania tej blizny był definitywnie inny od dobrze nam znanych.
Po oszałamiającym sukcesie Marinera 9 NASA zdecydowała się na wysłanie na Marsa lądownika, który osiądzie na jego powierzchni. Naukowcy garnęli się do badań próbek skał i gleby w poszukiwaniu oznak życia. W 1976 roku do planety dotarła sonda Viking. Składała się zarówno z sondy orbitalnej, jak i lądownika zaopatrzonych w odpowiednie instrumenty pomiarowe. Lądownik osiadł na powierzchni, pobrał próbki gleby i… nie znaleźliśmy niczego. Mars to zimne, suche, martwe miejsce. Kiedy lądownik trudził się, by znaleźć coś sensacyjnego, wysoko nad powierzchnią Marsa jednostka orbitalna uchwyciła tajemniczy obraz. Przelatując nad obszarem nazywanym Cydonią, orbiter sfotografował ciekawą formację. Podobna była do ludzkiej twarzy. Naukowcy w formie żartu pokazali zdjęcia prasie chwaląc się, że zaobserwowali twarz na Marsie. W pewnych warunkach oświetleniowych teren ten wcale nie wygląda na ludzką twarz. To zwyczajne wzgórza. Lecz w pewnych kręgach historia odkrycia marsjańskiej twarzy i próba zatuszowania go przez NASA trwała przez długie lata. Prawdziwi entuzjaści Marsa zachowali o wiele bardziej trzeźwy umysł w związku z odkryciami misji Viking. Misja nie zdobyła żadnych dowodów istnienia jakichkolwiek form życia, przez co zainteresowanie Marsem spadło na długie lata.
Aż w 1984 roku młody naukowiec będący na wyprawie na Antarktydzie, dokonując pewnego odkrycia, tchnął nowe życie i nadzieję w poszukiwania mikroorganizmów na Marsie. W grudniu 1984 roku pewien geolog z NASA, badający meteoryty na Antarktydzie, odkrył niesamowity okaz. Meteoryt z niespotykanym dotąd kolorze. O zielonym odcieniu. Większość meteorytów jest szara lub brązowa. Przewieziony do Centrum Przestrzeni Kosmicznej NASA w Houston, gdzie gromadzone są próbki podobnych skał, nadano jej numer ALH84001. Wbrew mylącej barwie skały, naukowcy założyli, że jest to fragment asteroidy. Zatem skała została zaszufladkowana jako meteoryt, pozostając tak przez 6, może nawet 8 lat. We wczesnych latach ‘90, pewien analityk, badacz asteroid, postanowił umieścić fragment ALH84001 pod mikroskopem elektronowym. Zrozumiał wtedy, że nie jest to zwykły kawałek meteorytu. To była skała pochodzenia marsjańskiego. Miała ona cechy fragmentu meteorytu odkrytego w 1979 roku. Kolejni naukowcy zaczęli badać próbki ALH84001. Byli niezwykle zdumieni faktem, który odkryli, czymś, co wyglądało na węglowe kulki. Węgiel, przynajmniej tu, na Ziemi, jest podstawowym budulcem żywych organizmów. Kierującym badaniami nad meteorytem był David McKay. Te kuleczki węgla przyćmiły moją wyobraźnię. Powiedziałem więc: „Hej, te węglany są naprawdę dziwne. W jaki sposób się uformowały? Przyjrzyjmy się im bliżej! ” Wyniki badań kolejnych próbek przyniosły jeszcze ciekawsze odkrycia. Wiązania chemiczne węgla w tych kulkach, są podobne do wiązań ziemskich organizmów. Przynajmniej jedna próbka obserwowana pod mikroskopem elektronowym, ujawniała strukturę dziwnie bliską organicznej. Prawie jak jakiś robak. Czy mógł to być ślad pierwotnego życia na Marsie? Myślę, że ten robak... jest formą życia. Mamy tu do czynienia albo z kompletną skamieliną bakterii, albo chociaż z częścią tej bakterii, jednym segmentem. Definitywnie rzecz pochodzenia biologicznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz