środa, 28 kwietnia 2010

MARS - Phoenix: Badania


Ten cel postawiono jednak najnowszej misji, rozpoczętej w sierpniu 2007 r. Misja ta nosi nazwę Phoenix, a jej celem jest umieszczenie lądownika na północnym biegunie Marsa. Lądownik wyposażony jest w silne ramię z czerpakiem. Będzie prowadził wykopaliska na podbiegunowej ziemi. Projektowi przewodzi Dr Peter Smith z Uniwersytetu Arizona. Cała misja polega na zrozumieniu właściwości podbiegunowej ziemi i jej korelacji z lodem oraz własności lodu i jego oddziaływania z atmosferą. Jest tylko jeden sposób na badanie tej ziemi, używając zrobotyzowanego ramienia wykopie on niewielki rów, z którego dostarczy próbek gleby i miejmy nadzieję, że również mokrej gleby, również lodu, a następnie podda je analizie za pomocą instrumentów znajdujących się na pokładzie lądownika. Lądownik z powierzchni prześle zgromadzone wyniki analiz gleby i lodu. Ale zanim Phoenix zdąży się czymś pochwalić zacznie się zupełnie nowa saga w dziejach poszukiwania wody na Marsie. Zdjęcia otrzymane z orbitera krążącego wokół planety, ukazują coś bardzo niespodziewanego. Okazało się, że na krawędzi najgłębszego, marsjańskiego wąwozu, w ostatnich latach pojawiła się jakaś ciecz. W 2001 roku orbiter sfotografował dokładnie ten sam punkt, ale zdjęcia nie ujawniały niczego interesującego. Najnowsze zdjęcia ukazują jakiś biały ślad, w wąwozie. Najprawdopodobniej jest to pozostałość po przepływie cieczy. Być może woda wystrzeliła tam z ziemi przepływając kilkaset metrów zanim zdążyła wyparować i zamarznąć. Nie wiadomo jeszcze, co mogło spowodować ten przepływ, ale podejrzewa się ciepło pochodzenia wewnętrznego, które planeta jeszcze podtrzymuje. Najwyraźniej płaszcz Marsa jest nadal aktywny sejsmicznie, a my mamy nadzieję, że gdzieś na Marsie znajdują się jakieś gejzery. Nie tylko z powodu naszej chęci znalezienia ciekłej wody, ale też dlatego, że woda mogłaby być środowiskiem, w którym rozwija się i trwa życie. Oczywiście woda jest kluczem do znalezienia życia na Marsie.


Silnik niosący zadziwiającą aparaturę naukową mającą zbadać czerwoną planetę symbolizuje ludzkie pragnienie wiedzy na temat istnienia innych form życia we wszechświecie. Myślę, że w głębi podświadomości, zastanawiamy się po co tu jesteśmy i co jest tam, daleko, czego więcej można się dowiedzieć. Odpowiedź na to pytanie, w pewnym stopniu, pozwoli nam znaleźć swoje miejsce wszechświecie. Odkrycie życia na Marsie pozwoliłoby pomóc nam zrozumieć początki życia na naszej planecie. A to w przypadku Marsa i Ziemi stanowi znaczący związek. Być może na Marsie rozwinęło się życie, warunki były sprzyjające, a na Ziemi było całkiem inaczej. I w końcu Mars zasiał życie na naszej planecie. Być może w wyniku kolizji meteorytu, oderwany fragment Marsa przyleciał na Ziemię. Jesteśmy tworami ziemskimi, powstaliśmy tu. A może jesteśmy Marsjanami? A może było na odwrót, życie rozwinęło się na Ziemi i ruszyło na ekspansję Marsa. Jeśli znajdziemy ślady życia na Marsie, oczywiście na Ziemi też obecne jest życie, to może jest to wskazówka, iż życie może być wszędzie. Wszechświat prawdopodobnie jest pełen życia. A jeśli nie, to czyni nas to szczególnymi.


MARS - Kolejne misje badawcze

Latem 2003 roku Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA dostarczyło 2 łaziki, do eksploracji powierzchni Marsa. Misję na Marsa można wykonać tylko raz na 2 lata, w określonym, krótkim przedziale czasu. Start musi być odpowiednio wymierzony, żeby statek kosmiczny i Mars spotkały się w określonym punkcie marsjańskiej orbity. Przebycie odległości 63 mln km może potrwać nawet 7 miesięcy. Trajektoria lotu muszą być doskonale ustalone. Dokładność lotu pojazdu z Ziemi na Marsa i trafienie idealnie w pożądane miejsce na czerwonym globie można porównać do rzutu piłką z Los Angeles do kosza w Nowym Jorku. I to czysta piłka, bez uderzenia w obręcz. Te statki kosmiczne nazywane są łazikami. Zrobotyzowane pojazdy zdolne do jazdy po powierzchni Marsa i szperania w każdym zakątku. To zrobotyzowani geolodzy. Robią za nasze oczy, uszy i ręce, tam na Marsie. Dzięki nim doświadczamy uroków Marsa. Mogą sięgać ramieniem. Podnosić skały. Mają takie fajne urządzenie: R.A.T. (Rock Abrasion Tool) To narzędzie ścierające, wykorzystujące pył diamentowy, w celu wydrążenia otworu i zbadania wnętrza skały. Odpowiednie instrumenty znajdujące się na końcu ramienia pozwalają na uzyskanie szczegółowych informacji na temat skały. Można więc powiedzieć, że łazik wyposażony jest w sporą ilość geologicznego sprzętu, zupełnie jakby był tam żywy geolog z tym wszystkim. Łaziki otrzymały nazwy: Spirit (MER-A) i Opportunity (MER-B). Do dziś wędrują po pustynnej powierzchni, odległe od siebie o setki kilometrów. Spirit osiadł na obszarze zwanym Kraterem Guseva. Krater ten prawdopodobnie jest pozostałością po wyschniętym jeziorze. Więc jeśli woda kiedykolwiek podtrzymywała życie, Spirit może odkryć jego ślady. Opportunity wylądował na obszarze zwanym Meridiani Planum. Obszar ten zawiera spore ilości hematytu, tlenku żelaza, który na Ziemi zazwyczaj istnieje w formie uwodnionej. Jak dotąd żaden z łazików nie znalazł śladów życia. Jednakże zarówno Spirit, jak i Opportunity odkryli dowody na to, że woda w ciekłej postaci z pewnością istniała kiedyś na powierzchni Marsa. Zobaczyliśmy miejsca, gdzie woda wymoczyła skały pod powierzchnią, zobaczyliśmy miejsca, w których woda wypłynęła na powierzchnię i stworzyła niewielkie kanaliki zachowane w skałach miliardy lat później. Niestety żaden z łazików nie jest w pobliżu biegunów
by poszukać zamarzniętej wody.

Mars - Życie na Marsie

W końcu, po 2 latach badań, w 1996 roku, po ugruntowaniu 4 mocnych dowodów, zespół był wreszcie gotowy do ogłoszenia swojej hipotezy. ALH84001 zawiera prawdopodobny dowód na istnienie życia na Marsie w przeszłości. NASA zwołała wielką konferencję prasową, lecz nie przekonano wszystkich do tej teorii. Liczne laboratoria na całym świecie prosiły o próbki w celu przeprowadzenia własnych badań. W końcu, po kilku miesiącach twardych debat, jedynym wnioskiem był... Brak jakiegokolwiek wniosku.

Światło dzienne ujrzało mnóstwo prac popierających te badania, lecz równie liczna była ilość publikacji atakujących owy pomysł. Wielu naukowców było przekonanych, że to, co znaleziono w skale, co wyglądało na oznakę życia na Marsie, było jedynie dziełem geologicznym. Większość ludzi powiedziałaby, że nie było żadnych dowodów pochodzenia biologicznego w marsjańskim meteorycie. Że początkowe teorie były błędne. Śmiało można powiedzieć, że... Ta hipoteza jest za prosta, by ją przyjąć. Nie sądzę jednak, że badania doprowadziły do zadowalających rezultatów.
Można powiedzieć raczej, że poszły w przeciwnym kierunku. Prace nad meteorytem są kontynuowane. Ale nawet, jeśli nie potwierdzi się, że skała ta zawiera oznaki życia, ALH84001 wystarczająco ożywił zainteresowanie poszukiwania życia na czerwonej planecie. Jak na ironię, dalsze poszukiwania życia na Marsie, doprowadziły naukowców znów na Antarktydę. Warunki tu panujące są analogiczne do warunków marsjańskich. Poszukiwanie życia, które zdołałoby prosperować w tak ekstremalnie trudnych warunkach, może rzucić światło gdzie i jak mogło istnieć kiedyś życie na czerwonej planecie.

Pewien astrobiolog, Dale Andersen, skupił się na środowisku, jakim jest dno jeziora, każdego roku przykrywane grubą warstwą lodu. Większość ludzi mówi tak: ”Pod tym lodem nie znajdziesz niczego, prócz skał! ” Na tyle małych, że nawet nie dotarły do dna. Warstwa lodu przykrywająca większość badanych jezior, ma grubość sięgającą nawet 4,5 metra. Zamiast próbować odwiertów lub wysadzania lodu, zakłócając znajdujące się pod lodem ekosystemy, zespół Andersena znalazł mniej szkodliwe wyjście z sytuacji. Zbudowano dużą, miedzianą cewkę indukcyjną. Kładzie się ją na lodzie, topi ona lód i w gorącej wodzie wędruje do dna jeziora. Po około 24 godzinach otrzymujemy piękny otwór, przez który mogą wejść nurkowie. Nurkowie wchodzą do wody w specjalnych skafandrach. To co znajdują na dnie antarktycznego jeziora, jest dowodem wytrwałości niektórych form życia. Gąszcz mikroorganizmów mogących przetrwać w zimnym środowisku bez światła słonecznego. Większość ludzi twierdzi, że przy nasłonecznieniu rzędu 1% względem powierzchni, na dnie jeziora nie ma prawa zajść fotosynteza. Że organizmy takie nie będą mogły długo żyć bez światła. Okazało się, że fotosynteza jest tam możliwa już przy nasłonecznieniu rzędu 0,1% względem powierzchni. Zespołu Andersena te gąszcze mikroorganizmów to prawdziwe wrota do przeszłości. Nic tam nie oddycha, nie ma ryb, ani żadnych owadów, żadnych przerażających zwierząt, więc te kolonie mają okazję swobodnie się rozwijać bez ingerencji z zewnątrz. Mogą zatem rosnąć w szczególny sposób. Czy możliwym jest, aby podobna forma mikrobu mogła nadal żyć, głęboko pod powierzchnią Marsa? Zwłaszcza w obszarach bogatych w wodór? Andersen ze swoją ekipą przyjmują taką możliwość. Na pewno jest to warte uwagi.

MARS - Mariner 9: Badania

6 lat później, w 1971 roku, NASA wysłała kolejną sondę w kierunku Marsa: Mariner 9. Tym razem jednak, zamiast jednego przelotu obok planety Mariner 9 został tak zaprojektowany, by orbitować wokół planety tygodniami robiąc zdjęcia do kompletnej mapy marsjańskiego globu. Wysiłek się opłacił. Po zakończeniu burzy piaskowej, Mariner 9 zaczął przesyłać spektakularne zdjęcia. Odkrył wybrzuszenie Tharsis, pępek w pobliżu równika planety. Wybrzuszenie to jest wynikiem sporej aktywności wulkanicznej. Szczególnym obiektem wybrzuszenia Tharsis jest olbrzymi wulkan: Mons Olympus. Mons Olympus ma rozmiary stanu Missouri. Jeśli by ustawić go na mapie USA, zdominuje jej topografię. Erupcja z wulkanu tych rozmiarów zalałaby prawdopodobnie całe stany, po każdej stronie rzeki Missouri. Myślę więc, że moje rodzinne miasto w Iowa znalazłoby się pod lawą. Interesujące jest to, że na Mons Olympus składają się jakby 3 oddzielne wulkany, albo jeden wyrzuca lawę w trzech kierunkach. Przelatując ponad szczytem tego wulkanu widać 3 oddzielne kratery. Więc jest nie tylko 3 razy większy, to istny geologiczny potwór. Gdyby stanąć u podstawy zbocza, zobaczyłoby się, że jest na tyle pochylone, że szczyt znajduje się ponad 180 km dalej.
Nawet nie zorientowalibyśmy się, że to wulkan. Istny olbrzym. Niemniej jednak Mons Olympus nie jest jedynym wulkanem na Marsie. Kilkaset kilometrów na południowy wschód od gór w linii prostej stoją 3 inne, ogromne wulkany. Każdy z nich większy, niż jakikolwiek na Ziemi. Doprawdy wspaniały widok, ale region Tharsis nie jest jedynym spektakularnym odkryciem geologicznym Marinera 9. Na wschodzie wybrzuszenia widnieje kolosalna rysa w skorupie czerwonej planety. Nosi nazwę “Valles Marineris”, Dolina Marinera, w hołdzie odkrywcy – sondzie Mariner 9. Wyrwa ta ma szerokość Stanów Zjednoczonych. Znacie Wielki Kanion w Stanach Zjednoczonych? Naszprycujcie go sterydami, aż urośnie do rozmiarów całej Ameryki. Wtedy dostaniecie Dolinę Marinera. Geologiczny mechanizm powstania tego gigantycznego kanionu nie jest nam jeszcze znany. Naukowcy jedynie spekulują na jego temat. Jedną z teorii, jest to, iż niedaleko znajduje się wybrzuszenie Tharsis. Ogromna ilość lawy zgromadzonej w tych okolicach mogła spowodować masywny moment obrotowy na powierzchni planety, który rozdarł powierzchnię tak, jak otwiera się zamek błyskawiczny. Kto wie czy to prawda? Jedno jest pewne: mechanizm powstania tej blizny był definitywnie inny od dobrze nam znanych.

Po oszałamiającym sukcesie Marinera 9 NASA zdecydowała się na wysłanie na Marsa lądownika, który osiądzie na jego powierzchni. Naukowcy garnęli się do badań próbek skał i gleby w poszukiwaniu oznak życia. W 1976 roku do planety dotarła sonda Viking. Składała się zarówno z sondy orbitalnej, jak i lądownika zaopatrzonych w odpowiednie instrumenty pomiarowe. Lądownik osiadł na powierzchni, pobrał próbki gleby i… nie znaleźliśmy niczego. Mars to zimne, suche, martwe miejsce. Kiedy lądownik trudził się, by znaleźć coś sensacyjnego, wysoko nad powierzchnią Marsa jednostka orbitalna uchwyciła tajemniczy obraz. Przelatując nad obszarem nazywanym Cydonią, orbiter sfotografował ciekawą formację. Podobna była do ludzkiej twarzy.  Naukowcy w formie żartu pokazali zdjęcia prasie chwaląc się, że zaobserwowali twarz na Marsie. W pewnych warunkach oświetleniowych teren ten wcale nie wygląda na ludzką twarz. To zwyczajne wzgórza. Lecz w pewnych kręgach historia odkrycia marsjańskiej twarzy i próba zatuszowania go przez NASA trwała przez długie lata. Prawdziwi entuzjaści Marsa zachowali o wiele bardziej trzeźwy umysł w związku z odkryciami misji Viking. Misja nie zdobyła żadnych dowodów istnienia jakichkolwiek form życia, przez co zainteresowanie Marsem spadło na długie lata.

Aż w 1984 roku młody naukowiec będący na wyprawie na Antarktydzie, dokonując pewnego odkrycia, tchnął nowe życie i nadzieję w poszukiwania mikroorganizmów na Marsie. W grudniu 1984 roku pewien geolog z NASA, badający meteoryty na Antarktydzie, odkrył niesamowity okaz. Meteoryt z niespotykanym dotąd kolorze. O zielonym odcieniu. Większość meteorytów jest szara lub brązowa. Przewieziony do Centrum Przestrzeni Kosmicznej NASA w Houston, gdzie gromadzone są próbki podobnych skał, nadano jej numer ALH84001. Wbrew mylącej barwie skały, naukowcy założyli, że jest to fragment asteroidy. Zatem skała została zaszufladkowana jako meteoryt, pozostając tak przez 6, może nawet 8 lat. We wczesnych latach ‘90, pewien analityk, badacz asteroid, postanowił umieścić fragment ALH84001 pod mikroskopem elektronowym. Zrozumiał wtedy, że nie jest to zwykły kawałek meteorytu. To była skała pochodzenia marsjańskiego. Miała ona cechy fragmentu meteorytu odkrytego w 1979 roku. Kolejni naukowcy zaczęli badać próbki ALH84001. Byli niezwykle zdumieni faktem, który odkryli, czymś, co wyglądało na węglowe kulki. Węgiel, przynajmniej tu, na Ziemi, jest podstawowym budulcem żywych organizmów. Kierującym badaniami nad meteorytem był David McKay. Te kuleczki węgla przyćmiły moją wyobraźnię. Powiedziałem więc: „Hej, te węglany są naprawdę dziwne. W jaki sposób się uformowały? Przyjrzyjmy się im bliżej! ” Wyniki badań kolejnych próbek przyniosły jeszcze ciekawsze odkrycia. Wiązania chemiczne węgla w tych kulkach, są podobne do wiązań ziemskich organizmów. Przynajmniej jedna próbka obserwowana pod mikroskopem elektronowym, ujawniała strukturę dziwnie bliską organicznej. Prawie jak jakiś robak. Czy mógł to być ślad pierwotnego życia na Marsie? Myślę, że ten robak... jest formą życia. Mamy tu do czynienia albo z kompletną skamieliną bakterii, albo chociaż z częścią tej bakterii, jednym segmentem. Definitywnie rzecz pochodzenia biologicznego.

MARS - Mariner 4: Badania

Mars: planeta, która intryguje ludzi od zarania dziejów. W połowie XX-go wieku ludzkość w końcu mogła bliżej przyjrzeć się tej tajemniczej planecie. W 1964 roku Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, NASA, wystrzeliła w kierunku Marsa niewielką sondę kosmiczną. Nazywała się Mariner 4, posiadała kamerę telewizyjną, a jej misją był przelot ponad Marsem i przesłanie nam zdjęć jego powierzchni. Sonda miała tylko jedną szansę. Naukowcy byli mocno podekscytowani perspektywą tego, co mogliby zobaczyć. Czy zobaczy miasta? Kanały, lasy? Jedyne co zaobserwowała sonda to kratery. Naukowcy otrzymali rozmazane zdjęcia kraterów, podobnych do tych na naszym Księżycu. Rozczarowanie było ogromne. Obrazy nadesłane przez sondę Mariner 4, ukazały jedynie suchą, pustynię pełną kraterów, pozornie martwą planetę. Taki jakby większy Księżyc z zapyloną atmosferą. Entuzjazm do eksploracji Marsa przygasł na kilka lat.

MARS - Giovanni Schiaparell: pierwsze dokładniejsze badanie

Pierwszy teleskop skierowano w stronę Marsa w 1610 roku. Ponieważ technologia produkcji soczewek znacznie się poprawiła, niegdyś zamazany obraz czerwonej planety z czasem ulegał znacznej poprawie. W 1877 roku teleskopy były zdolne do obserwacji Marsa z taką dokładnością, że uzyskiwano obrazy wielkości monety. Niezbyt imponujące to, jak na dzisiejsze czasy, ale wystarczało to dyrektorowi obserwatorium w Mediolanie. Giovanni Schiaparelli, ów dyrektor usiłował naszkicować powierzchnię Marsa i nadać nazwy strukturom geologicznym. Schiaparelli oglądał ten sam obraz, noc po nocy, całymi miesiącami. Wydawało mu się, że obserwował krzyżujące się linie na powierzchni Marsa. Nieco później okazało się, że to co widział, nie całkiem było tym, co rzeczywiście tam jest. Ale i tak dobrze, że to zauważył. Szanowani włoscy astronomowie naszkicowali te linie i nadali im nazwy. Schiaparelli zinterpretował te linie jako swego rodzaju kanały, tak naprawdę nie miał o tym pojęcia. Włoskie słowo, które przekazał astronomom brzmiało "canali", co powinno się tłumaczyć na „koryto”. Lecz zamiast poprawnego tłumaczenia zinterpretowano je jako „kanał”. Ponieważ linie proste zwykle nie są dziełem natury, szkice Schiaparelli’ego zrodziły pomysł na istnienie inteligentnej formy życia na Marsie. W środowisku naukowym temat ten sprowadzał się do długich konwersacji. Nieco później, w 1894 roku, pewnego bogatego bostończyka o imieniu Percival Lowell temat ten tak zaintrygował, że zapłacił on za zbudowanie dużego teleskopu na górskim zboczu we Flagstaff, w Arizonie.

Następne 20 lat spędził na obserwacji, szkicowaniu i rozmyślaniach o czerwonej planecie. Był przekonany, że obserwował sieć prostych linii, które według niego były kanałami. Stało się to niezłą sensacją w dobie budowy sławnego kanału panamskiego. Sądzono, że takie kanały są oznaką istnienia zaawansowanej cywilizacji. Więc kanałami tymi miała płynąć woda z czap lodowych na biegunach, a ponieważ na Marsie jest zimno i sucho, Lowell wywnioskował, że mieszkańcy Marsa w ten sposób musieli zaopatrywać się w wodę. Teoria istnienia cywilizacji na Marsie poruszyła niemal każdego.

W noc Halloween 1938-go roku młody aktor, Orson Wells nadał przez radio relację z Wojny Światów, na podstawie powieści brytyjskiego pisarza H.G. Wellsa, w której groźni Marsjanie lądują na Ziemi siejąc zniszczenie. Tysiące amerykanów było przekonanych, że inwazja była prawdziwa. Zamęt trwał krótko. Ale audycja ta jedynie podsyciła opinię publiczną na temat potencjalnego, inteligentnego życia na Marsie.

MARS - Historia powstania

Dziś oczywiście powierzchnia Marsa to jedna wielka pustynia. Co więc takiego się tam wydarzyło? Co mogło być przyczyną obecnego stanu czwartej planety od Słońca? Historia zaczyna się z początkiem układu słonecznego. Około 4,5 mld lat temu, nasz układ słoneczny powstał po wybuchu supernowej. Gwiezdna eksplozja emitująca wirującą masę cząsteczek i gazów. Wirująca masa, albo "mgławica", zaczęła się schładzać, by w odpowiednim momencie skumulować się w pierścieniach materii. Materia zawarta w tych pierścieniach stopniowo zbierała się tworząc poszczególne planety. Proces wzrostu planet wytwarzał duże ilości ciepła, przez co cięższe pierwiastki opadały do centrum gromadzącej się masy. Mars w końcu utworzył ciekłe, żelazne jądro. Obracające się ciekłe jądro zaczęło generować potężne pole magnetyczne. Pole to otuliło planetę niczym ochronna tarcza, blokując szkodliwe promieniowanie słoneczne. Słońce wytwarza tzw. Wiatr słoneczny. Składa się on z protonów, elektronów, promieniowania kosmicznego, wszelkiego rodzaju naładowanych cząstek, które mogą zjonizować atmosferę, inaczej zwane rozpryskiem. Ale nadszedł dzień, w którym Mars utracił swą tarczę oraz większość swej atmosfery. W momencie końca wzrostu planety Mars zaczął się ochładzać. Jego żelazne jądro nie było już w stanie wygenerować silnego pola magnetycznego, co spowodowało penetrację atmosfery przez wiatr słoneczny. Większość ludzi przyjmuje taki właśnie bieg wydarzeń. 
Utrata atmosfery obnażyła Marsa z ciepła i ciśnienia, a ponieważ woda by pozostać cieczą potrzebuje obu tych czynników, nie jest już stabilną substancją na czerwonej planecie. Jeśli położylibyśmy na marsjańskiej glebie czajnik z wodą błyskawicznie by wyparowała, próbując jednocześnie zamarznąć. Zwycięży jeden, albo drugi proces, jednak można tylko pomarzyć o miłej, płynnej wodzie. Nie zaprzecza to jednak istnieniu wody na Marsie. O ile płynna woda nie ma tam prawa bytu, tak lód jest zupełnie inną bajką. Dowody wskazują na to, że pod powierzchnią czap polarnych Marsa tkwią ogromne masy lodu. W lodzie tym ukryty może być Święty Graal przestrzeni kosmicznej. Są widoczne z Ziemi poprzez prosty teleskop, niekwestionowanie pierwsze, zauważalne cechy tej planety podczas jej obserwacji z przestrzeni kosmicznej: „czapy polarne”. Tajemnicze śnieżno-białe, lodowe światy, okrywające górę i dół czerwonej planety. Suchym lodem nazywamy zamrożony dwutlenek węgla. Marsjańska atmosfera jest bardzo cienka, a w jej skład wchodzi prawie wyłącznie dwutlenek węgla zatem kiedy jest bardzo zimno skondensowany opad to śnieżny dwutlenek węgla, suchy lód. Ale o ile białe czapy polarne są niezaprzeczalnym atutem Marsa, o tyle nie są one zamrożonym dwutlenkiem węgla. Fakt ten zadziwia naukowców. To co może kryć się pod czapami polarnymi Marsa może mieć kolosalne znaczenie. Głęboko, po ziemią mogą czaić się miliony ton zamarzniętej wody, niewidocznej na powierzchni promieniując z biegunów w przestrzeń kosmiczną prowadzącej naukowców do wniosku, iż są pozostałością po dawnych ogromnych oceanach. W obecnej chwili woda tworzy pewien rodzaj zmarzliny pod powierzchnią czap, ale mogą tam występować miejsca, gdzie odpowiednie ciśnienia i temperatury upłynniają lód tworząc być może
ciecz. Jesteśmy w stanie obserwować kratery.

Krążące po orbicie Marsa satelity odebrały silne wskazania dowodzące istnienia wody w postaci lodu na biegunach Marsa. Pomiary składu gleby wskazały wysoki poziom wodoru. Woda oczywiście składa się z 1 atomu tlenu i 2 atomów wodoru, zatem możliwość występowania w tych obszarach wody jest ogromna. Ale o ile dowody na istnienie lodu na biegunach to nowość, tak spekulacje o jego istnieniu pojawiły się już ponad wiek temu. Spowodowało to spekulacje na temat istnienia inteligentnego życia na czerwonej planecie, co w pierwszej połowie XX wieku wzbudziło wśród ludzi spory niepokój.